Rzuciłam palenie - jakim cudem?


To nie jest tak, że nagle przestajesz palić. Jak przetrwasz parę miesięcy, Twoje życie wcale nie wygląda, jak za czasów, gdy jeszcze nie wziąłeś do ust papierosa. To jest stała walka, która nigdy się nie kończy.

Jak to się zaczęło?
Zaczęłam palić, gdy miałam około 15 lat. Myślałam wtedy, że jestem fajna i dorosła. Na początku faktycznie było dość fajnie, bo zaczęło się liceum i na papierosku spotykała się cała śmietanka towarzyska. Jednak szkoły się skończyły, a ja paliłam coraz więcej. Nie potrafiłam już wytrzymać godziny nie myśląc o tym, że mnie dusi. Nie potrafiłam pójść do restauracji czy kawiarni, w której nie wolno palić. Miałam permanentnego kapcia w gębie i brak pieniędzy na koncie. Kopciłam 2 paczki Marlboro Frost dziennie. Dawało to liczbę 40 papierosów dziennie - czasem trochę mniej, czasem trochę więcej. Niezły wynik, jak na dwudziestolatkę, prawda?

Koniec papierosów!
Palenie rzuciłam w wieku 21 lat. Nie była to decyzja podjęta ad hoc. Dojrzewałam do niej przez parę miesięcy głównie obserwując życie ludzi, którzy nie palili. Zazdrościłam im tego, że mają pieniądze, nie śmierdzą i mogą pójść do wszystkich tych ładnych miejsc. Mogą w nich usiąść i rozkoszować się smakiem zamówionych produktów. Ludzie nie odsuwają się od nich, nikt nie komentuje tego, że śmierdzą. Słyszą komplementy na temat swojego wyglądu lub zapachu. Nie mają zielonkawej cery, żółtych zębów i paznokci. Nie suszy ich tak, jakby byli na permanentnym kacu. Wyglądają zdrowo. Nie dyszą, jak emeryci wchodząc na drugie piętro.



Ostateczną decyzję o zerwaniu z nałogiem podjęłam dzięki mężowi. Wtedy był jeszcze moim chłopakiem. Nigdy nie palił. Nie lubił ani zapachu ani smaku papierosów, a najbardziej odrzucał go widok kobiety z petem w zębach. Tym większe moje dziwienie, że zechciał się ze mną spotykać i znosić to, że paliłam tak naprawdę non stop. Nigdy się nie odsuwał, nigdy nie robił min ani komentarzy. Kiedy spędzałam z nim czas starałam się jak najbardziej ograniczać ilość wypalanych papierosów i dzięki temu zobaczyłam, że umiem palić mniej. Umiałam wypalić te 4-5 papierosów dziennie mniej niż zwykle. Potrafiłam wytrzymać 2 godziny nie myśląc o dymku. Tak zakiełkowała myśl: rzucę to cholerstwo. Dodatkowo pomógł fakt, że Kacper nigdy nie naciskał. Nie oceniał i nie zabraniał mi palić. Starał się nie pokazać po sobie tego, jak bardzo przeszkadza mu mój smak i zapach - w końcu nie ma nic ciekawego w całowaniu się z popielniczką. Jednak ja widziałam, odbierałam te sygnały z jego ciała. To było o niebo skuteczniejsze niż komentarze słyszane z każdej strony, że powinnam rzucić palenie, że jestem młoda i jeszcze nie jest za późno.

Prób były dwie i obie wspomagane tabletkami Tabex. Dzisiaj lepszym zamiennikiem jest Desmoxan, podobno. Za pierwszym razem nie paliłam około 2 miesięcy. Złamałam się przy browarku w wakacje, kiedy siedzieliśmy ze znajomymi w 5 osób i każdy palił. Ja też zapaliłam i już poleciał papieros za papierosem.



Za drugim razem osiągnęłam pełen sukces, bo byłam mądrzejsza o błędy popełnione przy poprzedniej próbie. Osiągnęłam sukces i nie palę do dzisiaj. Właśnie zaczyna się trzeci rok bez dymka i jest mi świetnie!

Jak wyglądało rzucenie palenia oraz z jakimi skutkami ubocznymi się borykałam, przeczytasz w kolejnym wpisie. Nie będzie to biadolenie o tym, jak było łatwo i przyjemnie. Bo nie było i nadal nie jest.

Udostępnij ten post