Jak bardzo tęsknisz za dzieciństwem?


Czy jest coś, za czym tęsknicie? Coś, co wraz z dorastaniem po prostu zniknęło i mimo wielu prób odnalezienia tego, nie jesteście w stanie się TAK poczuć? Ja mam całą listę rzeczy, za którymi tęsknię i płaczę każdego dnia. Kiedy byłam mała...

... nienawidziłam leżakowania
Panie przedszkolanki mówiły "Nie jęcz, jeszcze będziesz tęskniła za leżakowaniem". Ola odpowiadała oczywiście: "Nigdy! Niczego tak nie nienawidzę, jak leżenia!" i dalej z uporem maniaka przemycała zabawki po sali doprowadzając opiekunki do szewskiej pasji. Dzisiaj ta sama Ola (tylko 20 lat starsza) dałaby wszystko, by móc codziennie przez dwie, trzy godzinki sobie poleżeć i pokontemplować. Mieć czas, by przemyśleć swoje życie, pomarzyć lub po prostu spać. Damn it, znowu dorosły miał racje!

... wszystko widziałam oczami wyobraźni
Byłam bardzo specyficznym dzieckiem, ponieważ miałam nad wyraz rozwiniętą wyobraźnię. Naprawdę nad wyraz, bo często po prostu gadałam sama do siebie. Rodzina miała problem, by przywołać mnie do rzeczywistości, bo dla mnie granica między tym co jest, a tym co sobie wyobrażam była bardzo cienka. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak tęsknię za tym, by się wyłączyć i odpłynąć do krainy marzeń. By znowu poczuć tą ekscytację i móc wszystko interpretować, jak wtedy. Nadal mam bardzo bujną wyobraźnię, to nie tak, że całkiem ją straciłam. Ona po prostu jest już wyobraźnią dorosłego człowieka - ograniczoną.



... nie wiedziałam co to życie
Najbardziej żal mi tego uczucia, że wszystko jeszcze przede mną. Żal mi utraty beztroski i niewiedzy, bycia chronioną przed złem tego świata. Tęsknię za tą bezgraniczną wiarą w dobro i latające wróżki, za obmyślanie kim to ja nie będę, gdy dorosnę i czego to ja nie osiągnę. Za ciągłym zmienianiem planów i nie ponoszeniem za to konsekwencji. Za myśleniem, że uczeń liceum to jest bardzo dorosły człowiek, którym ja nigdy chyba nie zostanę. Za radością i tym, że nie musiałam się absolutnie o nic martwić. Za tym, że wtedy wszystko było kolorowe, magiczne i radosne.

... nie znałam kompleksów
Kiedy byłam dzieckiem po prostu siebie kochałam, bo nie żyłam w krainie ciągłych ocen i samokrytyki. Kochałam siebie, tak po prostu. Mimo, że w dzieciństwie też porównywaliśmy się do siebie i zazdrościliśmy sobie różnych rzeczy (od karteczek, po grabki w piaskownicy) - po powrocie do domu to znikało. Wracałam do własnego życia, swoich problemów i zapominałam, że ktoś tam coś ma. Kochałam to, co miałam. Dzisiaj już tak nie potrafię.

... mama i tata byli Bogami
Najbardziej w dorastaniu boli to, że rodzice przestają być nieomylni. Dostrzegasz, że to też ludzie. Widzisz, że się starzeją. Zauważasz, że nie mają czasem sił i że popełnili masę błędów, że wielu rzeczy żałują, za wieloma tęsknią. Ponieważ dojrzałeś i widzą, że widzisz ich defekty - zaczynają rozmawiać z tobą, jak z dorosłym. Mówią Ci o tym wszystkim, przed czym dotychczas tak skrupulatnie chronili. Doznajesz szoku, bo świat okazuje się być zupełnie innym, niż dotychczas myślałeś. A było tak pięknie i beztrosko, prawda? Rodzice się nie mylili, nie mieli wątpliwości. We wszystkim radzili i znali rozwiązanie każdego problemu. Teraz już nie mają takiej siły, bo czasem po prostu nie potrafią Ci pomóc, jesteś zbyt dorosły.


Wcale nie chcę być dorosła. A Ty?

Udostępnij ten post