5 zabaw mojego dzieciństwa


Pięciolatek nie potrzebuje telefonu komórkowego. Jemu wystarczy kawałek badyla, dorodny kamień i kapsel po piwie, by stworzyć rakietę kosmiczną lub wybrać się z przyjaciółmi do Nibylandii.

Kiedy jesteśmy dziećmi, nasza wyobraźnia działa, jak szalona. Obrazy, które pojawiają się w głowie widzimy prawdziwymi oczami. Kreujemy rzeczywistość i pozwalamy emocjom, a także marzeniom przenieść nas do krainy, do której dorośli nie mają już wstępu. Właśnie dlatego budujemy bunkry, chowamy się po dziwnych melinach i sprzedajemy kamienie przy bramie. Ci duzi tego nie rozumieją, bo dorośli. Już nie mają wstępu do własnej Nibylandii.

Każdy miał w dzieciństwie swoje ulubione zabawy. Ja byłam urwisem, a co za tym idzie - ciągle kombinowałam i rozrabiałam. Najlepiej wspominam wakacje spędzane u dziadków, bo zawsze były tam moje dwie siostry cioteczne. Razem wymyślałyśmy dziesiątki zabaw.

1. Kupi Pani kamyka?
Namiętnie malowałyśmy farbami kamienie - te większe i o ciekawych kształtach. Oczywiście to nam nie wystarczało, dlatego ustawiałyśmy stól przy bramie podwórka, wywieszałyśmy kartkę z napisem "Kamienie na sprzedaż" i krzyczałyśmy do ludzi, że handlujemy świetnym towarem. Dla nas świetna zabawa i wyzwanie, dla dorosłych wstyd i porażka wychowawcza. Właśnie dlatego już po 20 minutach zarobiłyśmy wystarczająco, by udać się na lody, a kamienie pięknie prezentowały się w kuchniach rodziców, dziadków, wujków i cioć.

2. Budowanie latawców
Moją największą za młodu miłością było budowanie latawców. Kochałam konstruować je z papieru, patyków i sznurka. Nie liczyło się nawet to, czy on poleci, ale sam proces tworzenia i analizowania czy wszystko robię tak, jak trzeba. Chyba minęłam się z powołaniem - powinnam była zostać inżynierem!

3. Koc i krzesło to moje królestwo
Dajcie mi koc, dwa krzesła i stół, a stworzę dom nie do poznania. Babcia zawsze krzyczała na nas, że demolujemy mieszkanie, a my po prostu tworzyłyśmy własne gniazdko. Pięknie skonstruowany namiot potrafił stać nawet dwa dni, a my siedziałyśmy w nim dumne z własnego dzieła. Najlepsze jest to, że nadal pamiętam, jak odbierałam te konstrukcje mając cztery czy pięć lat. Gryzie się to z tym, jak odbieram je dzisiaj.

4. Wywoływanie deszczu
Czy są na sali osoby, które nie wywoływały deszczu? Szczerze wątpię. Większość dzieci w magiczny sposób przeczuwa, że zbliża się ulewa i właśnie wtedy zaczynają uskuteczniać dzikie pląsy po salonie lub podwórku krzycząc, że deszcz ma spaść, a to jest taniec szamana. Czasem nie udało się wywołać burzy i czułam ogromny zawód, no cóż! Drugim wróżbitą Maciejem nie zostanę ;)

5. Wchodzenie tam, gdzie nie wolno
"Tak Wam wchodzić nie wolno" było największym zaproszeniem do psot. No oczywiście, jakby nie wiedzieli. Pamiętam przyczepę, do której nie wolno było włazić. Bywałam tam częściej niż w domu. Pamiętam budynek, do którego zakazano nam się zakradać. Pamiętam każdy fragment tego miejsca. Pamiętam przestrogi babci, że nie wolno wychodzić za bramę. No cóż, jak myślicie? :)



A w co Wy bawiliście się za młodu?

Udostępnij ten post